sobota, 21 września 2013

Wieści z frontu :p

Witajcie!!! Wiem, że nie było mnie tu bardzo długo, mam też świadomość kilku zobowiązań względem kilku wspaniałych blogowych koleżanek, ale ostatnio żyję w takim biegu, że mam coraz większą ochotę wysiąść na pierwszej lepszej stacji... Dom, a właściwie to dwa bo codziennie śmigam łącznie 30 km w tą i z powrotem miedzy naszym mieszkaniem w bloku, a domem. Jeszcze trochę potrwa nim się tam wprowadzimy. Do tego w kwietniu zaczęłam pracę , która absorbuje mnie niemiłosiernie nawet jak jestem już po pracy to telefony się urywają... Zosia też wymaga uwagi, przecież dotychczas cały mój świat skupiał się na niej :) Trudne to wszystko, ale cóż takie jest życie. Czasem kładę się wieczorem (o ile 1 w nocy kiedy ostatnimi czasy zawsze ląduję w łóżku można nazwać wieczorem) i myślę nad tą batalią jaką toczymy o nasz dom i zastanawiam się czy to wszystko ma sens i jest warte swojej ceny. Nie chodzi tu o pieniądze tylko o nasze zdrowie, bo stres jaki sobie zafundowaliśmy kupując ten dom  jest straszny. Te wszystkie problemy prawne jakie nas dotknęły odebrały nam całą radość z posiadania swoich czterech ścian. Ale na szczęście są już załatwione wszystkie kwestie prawne naszego domu, już powoli zaczyna on być coraz bardziej nasz :) Po problemach prawnych pojawiły się techniczne - o ile z grzybem na ścianach i pękniętą rurą w jednej ze ścian w miarę szybko się uwinęliśmy to kolejne niespodzianki nas już tylko przytłaczały. A to dziwnie podłączona instalacja na górze, a to wylewka w jednym z pokoi krucha i licha, mąż stojąc na drabinie wpadł aż w styropian.... Kolejną niespodzianką było tąpnięcie na kopalni co u nas spowodowało pajęczynę pęknięć na ścianach... Oj było tych niespodzianek mnóstwo. Ale  wczoraj położyliśmy tapety na górze, jeszcze tylko panele w korytarzu i jednym z pokoi, posprzątać i możemy powiedzieć, że góra gotowa, pozostaje nam TYLKO parter do zrobienia....

Ale za to pochwalę się Wam moim małym sukcesem wyhodowanym z cebulki :)
Tygrysówka
Tfu tfu cudna prawda?
Niestety kwitnie tylko jeden dzień, dlatego ma jako chyba jedyna z naszych kwiatów zdjęcie, bo mąż uwiecznił ją na fotografii, żebym też mogła zobaczyć :) Ale na żywo też na szczęście udało mi się ją zobaczyć.

Dom dał mi jeszcze jedną rzecz o jakiej marzyłam - ogród. Póki co jest to tysiąc metrów łąki i trochę iglaków przed domem, ale już w tym roku posadziliśmy 2 jabłonie, gruszę, brzoskwinię, porzeczki, borówkę amerykańską, maliny które przyjechały do mnie aż z Podlasia :)  (mamy już swoje owoce!!!), truskawki, rzodkiewkę (oj ale była ostra).
No i mnóstwo roślin kwitnących :) nakupowałam tego jak szalona surfinie, petunie, moje ukochane fuksje, mieczyki, celozje, lilie, begonie, sundeville, od babci mąż mi przywiózł drzewko datury, dostałam też od cioci dwa rododendrony, uratowałyśmy z mamą zabiedzonego clematisa z biedronki. 
Oj było kolorowo, a teraz przemycam do domu wrzosy i poluję na chryzantemy :) 
Istny szał ciał :) 
Niestety nie miałam czasu na robienie zdjęć, ale za rok nadrobię :) 

Do usłyszenia znów!!! 
Pozdrawiam Was wszystkich. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zajrzy...

5 komentarzy:

  1. Podziwiam. Ja mieszkając kilka lat w starej kamienicy stare domy omijam szerokim łukiem, bo wiem, że są pełne niespodzianek. Trzeba mieć dużo siły i pieniędzy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy wszystko ukończycie będziecie się cieszyć, że macie swój własny kąt, a nie mieszkanie i za każdą ścianą sąsiad. W domu poczujecie się swobodnie. Ludzie ze starych ruder potrafią zrobić cudeńka. Wiadomo dużo trzeba w to włożyć pracy, pieniędzy i stres też nie ominie ale efekt będzie zachwycał. Twój domek z zewnątrz wygląda dobrze. W miejscu w którym mieszkam dużo ludzi sprzedaje poniemieckie, sypiące się domy a po jakimś czasie okazuje się, że mogą wyglądać bardzo przyzwoicie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz jest stres, ale pomyśl jak będzie fajnie potem! Usiądziecie sobie wieczorkiem i będziecie wspominać wasze remontowe przygody ze śmiechem:))) Dobrze, że juz wróciłaś do nas:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Edytko, a już myślałam ,że całkiem wyrzekłaś się blogowego świata fajnie ,że wróciłaś i pomimo nawału zajęć od czasu do czasu zajrzyj i do nas [ to właśnie na tym polega żeby wygospodarować tą minutkę ]pozdrawiam Dusia [ nikt nie mówi że życie to łatwizna , a największy problem to choroba , a problemy przychodzą parami ,a odchodzą w trójkę ] trzymaj się pa pa

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, przypomina mi to pewną komedię " skarbonka" czego się nie dotknęli w domu wszystko się psuło i odpadało..ale koniec był efektowny. Piękne rodzi się bólu , gdzieś za zakrętem czai się nagroda. Sama przez to przechodziłam i podobnie jak ty obsadzałam wokół zanim zamieszkaliśmy..teraz cieszy mnie wszystko a zwłaszcza jarzębinka do której ptaszki chmarami przylatują ..Trzymaj się ciepło ! Wytrwałości i mimo zmęczenia radości życzę !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za poświęcony nam czas i wszystkie miłe słowa :)